piątek, 23 września 2011

Wytęskniony koniec wakacji...

Zajrzałam na swojego bloga i się zdziwiłam straszna maruda na nim ze mnie… A przecież w realnym świecie umiem cieszyć się z pierdołów :) W ramach afirmacji życia nic nie wspomnę już, nic a nic, o tęsknocie ani o tym, że przy malowaniu odpadło nam pół ścinamy gładzi i remont w konsekwencji trwał półtorej miesiąca, ani o tym, ze mi autko siadło :D
Z utęsknieniem czekałam września i początku pracy, a że pracę zmieniałam to było coś… Coś nowego i jak się okazało bardzo pozytywnego  J Ekipa w pracy bardzo fajna, to jest moja pierwsza praca w takiej roli wiec do tego ciągle się uczę co nie ukrywam lubię szalenie… Taki już ze mnie typ maniakalny, ciągle musze coś robić… W ramach tego, że ciągle mi mało zapisałam się na kolejne studia :D jutro pierwszy zjazd i strasznie się cieszę J Zwłaszcza, że z przyjaciółką idziemy razem więc i tęsknoty mniej będzie :)



Jeszcze w lipcu "obrabowałam" pewien targ ze starociami... Matko w lipcu i nawet zdjęć nie zrobiłam jeszcze :) ale to były pracowite wakacje wiec mam usprawiedliwienie... Reszte pokarze innym razem, za to teraz moja ulubiona rzecz - ręcznie malowana cukierniczka. Urocza jak dla mnie :)

środa, 20 lipca 2011

To masakra jest jakaś a nie wakacje :(

Jestem zdecydowaną przeciwniczką spędzania wakacji i traceniem urlopu na remontach a tu co było robić... Po rocznym okresie wynajmu naszego mieszkania studentom utknęłam tu już na trzeci tydzień... I nawet nie o to chodzi, że aż tak "zajechali" nasze M, właściwie to remont wisiał nad nami już ze 3 lata, ale teraz to już sie zupałnie nie dało go odłożyc...Dziś jestem tak zmęczona, że palcem nie ruszam - dosłownie mam zakwasy nawet na palcu wskazującym, totalny brak paznokci i pylicę... Panowi od gladzi doprowadzili mnie do takiego stanu, że chciałam sie ich pozbyć za wszelką cenę, nawet sprzątania całego domu. Niestety nie rozsądna to była decyzja.
Bycie jednak na swoich smieciach spowodowało nagły zmasowany atak checi powrotu!!! Nawet nie przypuszczałam, że aż tak zatęsknie... Za wszystkim za przyjaciółmi i znajomymi, za ulubionym sklepem dla plastyków i "moją"  pasmanterią, za kawiarniami i ukochanym pubem... Za sąsiadami i Panią Sprzątaczką... Pies po przyjeździe dostał ataku głupawki biegał i podskakiwał, znaczył wszystkie swoje drzwewa i witając wszystkich napotkanych sąsiadów -  nawet tych, którzy nigdy go nie lubili i omijali wielkim łukiem...
I jak tu po prawie codziennych wyprwach z babami na kawe i ciacho, zajęciac z gliny i ogólnie pięknie wyremontowanym mieszkaniu wrócić do obcej, zupełnie nie oswojonej Warszawy???!!!

wtorek, 7 czerwca 2011

Tęsknota za domem i oswajam mieszkanie :)

Caly weekend spędziłam w cudownym drewnianym domu z ogronym tarasem i lasem za plotem u naszych znajomych na świętokrzyskiej wsi... Wspaniały czas zaslużonego odpoczynku, spotkań z bliskimi i..... nakręcania się w marzeniach. Wracając całą drogę zastanawialiśmy sie z Menżuchem czy wizyty w ich domu, bardzo podobnym do tego z naszych marzeń, bardziej nam szkodzą czy pozytywnie nakręcają do działamia... Po upływie dwóch dni wiem już, że nakręcają (zresztą nawet gdyby bardziej szkodziły to i tak Właścicieli za bardzo lubimy, żeby z wizyt u nich zrezygnować).
A, że nauczylo mnie życie, że trzeba doceniać to co się ma i cieszyc sie z tego - pędzę na balkon sadzić i urządzać - tęsnie planując swój wlasny ogród...
Balkon oswajam bardzo :) Po raz pierwszy mam balkon-taras, w moim dotychczasowym mieszkaniu miałam takie małe "niewiadomoco" a teraz jest duży i ustawny :) ale pokaże go jak już sie z nim uporam a na razie to co najważniejsze czyli...

parapet ziolowy

Z cyklu oswajam mieszkanie: kawalek mojej kuchni

 biurko, ktore w sumie też na robotkownie sie całkiem nieźle nadaje


Trochę z innej beczki- moje PIERWSZE ceramiczne wytwory... Trochę niedorobione jak to pierwsze, ale dumna z nich byłam okrutnie! :) A że niebieściutkie prawie wszystkie to przypadek calkiem :)




Mała decoupage'owa pierdółka na pierdółkowe przydasie

i prawie ukończona mała tablica korkowa na prezent
(moja duża całkiem pasująca do mojej robotkowni została razem z wieloma niezbędnymi rzeczami w garażu u rodziców, ale juz nie dlugo odzyskam :))

 No i na dzisiaj koniec, bo pracy przy zielstwie balkonowym też jest trochę (może nie tyle co niektóre z nas mają w ogrodzie, ale troche jest).

piątek, 27 maja 2011

Warszawo pozwól sie lubić czyli pierwsze koty za płoty...

Warszawa przywitała nas z takim samym entuzjazmem i radością z jaką my do Stolicy przyjeżdżaliśmy…  Niestety właściciele mieszkania, które wynajęliśmy okazali się delikatnie rzecz ujmując… nieodpowiedzialni. Remont, który miał być przeprowadzony zanim się wprowadzimy nawet się nie zaczął a po kuchni biegały wielkie jak krokodyle karaluchy :/ W 2 dni zatem „spotkały” nas dwie przeprowadzki połączone z totalnym przeglądem WSZYSTKICH naszych gratów w celu eliminacji krokodyli :/ Straszny czas a jak do tego dodam grypę to sama się dziwie, że ten Armagedon przetrwałam…  Ale w konsekwencji fakt, że nie mam swojej „pracowni” wydaje się małym problemem…  Co prawda z tarasu nie widzę ani Tatr ani Gorców, ale za to mam mieszkanie bez lokatorów na gapę… I tylko tęsknie zaglądam na bloga Chaty Magoda, z jednej strony zazdroszcząc (ale bez zawiściJ), z drugiej strony wierząc, że nam kiedyś również się uda spełnić marzenia o takim życiu… Bo ja calkowicie zgadzam się z twierdzeniem, że blok nawet szumnie zwany apartamentowcem to nadal blok ("Greencanoe")....
Ale na razie oficjalnie zwracam się z prośbą: Warszawo pozwól się lubić!!!


I znowu kilka moich wytworów:





Ania (wyjątkowo dobra i ciepła Kobitka, do tego pieknie filcująca) pokazała mi jakiś czas temu bizuterię wykonywaną techniką Sutasz... No i sie zaczęło... utonęłam zupełnie w stosie sznureczków i koralików napawając się radością jaką daje robienie NOWEGO :) Nie idzie mi jeszcze tak ładnie jak innym Szutaszkom, ale o tam pokazuję:









wtorek, 3 maja 2011

A w sumie co tam :)

Dwa posty dziennie to chyba przesada... Ale w sumie co tam... Maj w końcu do czegoś zobowiązuje :)



 Zakładka do książek...




Kolczyki nie są jeszcze skończone ponieważ jesteśmy w trakcie przeprowadzki i część z moich "skarbów" ukryte jest w pudłach... :( Ale za to będę miała cały pokój na moje robótki :):):) Pokój szumnie nazwany PRACOWNIĄ :):):)






Znów przyjdzie maj...

Maj to według mnie najpiękniejszy miesiąc w roku. Moja dzika radocha z  soczystej zieleni, kwitnących jabłonek i małych kwiatków na łące zaczęła się co prawda już w kwietniu, ale to dopiero na widok bzu piszczałam na skrzyżowaniu w Krakowie jak głupia wywołując szczere zdziwienie i konsternaje pary w samochodzie obok... No cóż jestem typowo wiosnozależna :) Cierpię od pierwszych jesiennych deszczów aż do końca zimy z utęknieniem czekając na wiosnę.
A teraz znów kwitną bzy :)
A dzisiaj kilka z moich decoupage'owych butelek:









piątek, 18 marca 2011

Wytworów ciąg dalszy...

Troszkę ceramiki...
/wszystkie wisiorki mają zapięcia ze srebra próby 925/







filcowo broszkowo









Perły Majorka
kolia, branzoletka, kolczyki /srebro próba 925/






kolia & branzoletka
/kryształy Svarowski w srebrze próby 925/





Ceramiczna broszka




w brązie...



No to na razie by bło na tyle... Reszta czeka na sfotogafowanie :)